Strefa klienta Zaloguj się do: Panelu faktoringu Panelu pożyczki

Dziękujemy za wypełnienie formularza!

Nasz doradca wkrótce się z Tobą skontaktuje.
Skorzystaj z faktoringu SMEO,
a pieniądze na konto otrzymasz w 5 minut!

Dziękujemy za wypełnienie formularza!

Wkrótce się z Tobą skontaktujemy.

Dziękujemy za umówienie spotkania!

Na wskazany adres e-mail wysłaliśmy zaproszenie
na spotkanie on-line. Do zobaczenia!
Skorzystaj z faktoringu SMEO,
a pieniądze na konto otrzymasz w 5 minut!

Dziękujemy za subskrypcję naszego newslettera!

Będziesz otrzymywać informacje o SMEO. Skorzystaj z faktoringu SMEO, a pieniądze na konto otrzymasz w 5 minut!

Cała Polska żyje już wakacjami, ale pan Jerzy wciąż żyje fakturami wystawionymi przed ostatnią Wielkanocą. A właściwie żyłby nimi, gdyby nie… ale od początku.

Spełnienie dziecięcego marzenia

Jeszcze jako mały Jurek, pan Jerzy zawsze chciał być kierowcą. I rzeczywiście nim został, ale dość szybko okazało się, że przemierzanie niezliczonych kilometrów — czyli coś, co fascynowało małego Jurka i wciąż jest źródłem sporej przyjemności dla pana Jerzego — ma również swoją ciemniejszą stronę.

Stała się ona nieznośnie oczywista, gdy żona pana Jerzego (która kilkanaście lat wcześniej była Hanią z młodszej klasy w szkole, do której chodził Jurek) urodziła małego Krzysia. Pan Jerzy zdał sobie sprawę, że młodszego brata lub młodszą siostrę Krzysia chce widzieć codziennie, a nie tylko wtedy, kiedy pozwoli mu na to gęsty grafik wyjazdów.

Na szczęście nasz bohater, oprócz pewnej ręki jako kierowca, miał także smykałkę do biznesu. Kiedy rodził się Krzyś, firma pana Jerzego dysponowała dwiema ciężarówkami (jedną z nich jeździł pan Jerzy), a pan Jerzy myślał już poważnie o trzeciej.

Dwa lata później, kiedy zdumionym oczom małego Krzysia po raz pierwszy ukazały się jeszcze bardziej zdumione oczy jego młodszego brata, Janka, pan Jerzy miał już cztery ciężarówki.
I myślał poważnie o piątej i szóstej.

Wtedy pan Jerzy, sumiennie realizując wcześniejsze postanowienie, wcielał się w rolę kierowcy już tylko raz-dwa razy na miesiąc. I to tylko wtedy, kiedy z jakichś powodów (urlopy, choroby) wszystkich kursów nie mogli obstawić jego pracownicy.

Nowy klient: nowe możliwości i nowe wyzwania

Firma pana Jerzego miała wtedy kilkunastu stałych klientów, ale gros zleceń pozyskiwała z giełdy transportowej. I wtedy pojawiła się — a właściwie nie tyle pojawiła się, co wypracował ją pan Jerzy — okazja, by związać się z jedną z większych sieci handlowych w Polsce.

Był to okres przed Wielkanocą i sieci handlowe przygotowywały się na zwiększone obroty. Już wkrótce na trasy pomiędzy magazynami producentów, centrami logistycznymi i marketami miało wyjechać jeszcze więcej pojazdów, niż zwykle. Firma pana Jerzego co prawda i tak wzięłaby udział w świątecznym „szaleństwie”. Jednak tym razem miało się to stać na nowych zasadach, w ramach długoterminowej współpracy.

Był tylko „mały” haczyk: termin płatności za usługi. 90 dni.
To był problem, bo stacje benzynowe dają mi nieco — słowo „nieco” pan Jerzy mówi z wyraźnym przekąsem — krótszy termin płatności… W dodatku koszty paliwa, mimo że to największa pozycja, to nie wszystko: do tego dochodzą jeszcze wynagrodzenia, raty leasingowe, części, płyny eksploatacyjne — Mój odbiorca wypłaci trzy pensje kasjerkom, zanim zapłaci za moje usługi, mimo że gdyby nie ja i moi koledzy po fachu, to te kasjerki nie miałyby nawet czego kasować — wzdycha pan Jerzy.

W dodatku, żeby wywiązać się w całości ze zobowiązań wobec nowego klienta, firma pana Jerzego musiałaby zrezygnować z części pozostałych zleceń, co dodatkowo zwiększało problem, bo za te zlecenia zapłata byłaby szybsza. Pan Jerzy domyślał się więc, że w trzecim miesiącu jego firma musiałaby — dosłownie — jechać na rezerwie, jeśli chodzi o ilość gotówki. Będąc człowiekiem odpowiedzialnym, przed podjęciem decyzji o rozpoczęciu współpracy postanowił wszystko przeliczyć, aby wiedzieć, na co się pisze.

Usiadł więc ze swoim księgowym do tabelek w arkuszu kalkulacyjnym i… dość szybko okazało się, że owej „rezerwy” prawdopodobnie nie starczy.

Błędne koło braku dostępu do finansowania

Perspektywa pracy dla dużej sieci była jednak kusząca. Taka pozycja na liście zadowolonych klientów z pewnością ułatwiałaby pozyskiwanie kolejnych „grubych ryb”, a także otwierałaby w przyszłości drogę do atrakcyjnego finansowania działalności bieżącej czy rozwoju.

Tylko właśnie, „w przyszłości”… Dostępność finansowania w przyszłości była o tyle bez znaczenia, że pan Jerzy potrzebował jej tu i teraz. Stabilne obroty, solidne dochody i znana firma na liście stałych klientów sprawiłby, że banki bardziej przychylnym okiem spoglądałyby na firmę pana Jerzego, ale żeby móc spojrzeć na niego przychylnym okiem w przyszłości, musiałyby udzielić mu kredytu, czyli spojrzeć na niego przychylnym okiem już teraz!
Błędne koło?
Niestety.

Na szczęście pan Jerzy, jak już wspominaliśmy, miał smykałkę do biznesu. Swoje sukcesy na tym polu zawdzięczał między innymi temu, że zawsze był głodny wiedzy; interesowało go właściwie wszystko, co dotyczyło prowadzenia przedsiębiorstwa. I mimo że w większości przypadków jego wiedza była daleka od wiedzy eksperta, to wystarczała, żeby wiedzieć, gdzie — w razie potrzeby — szukać dodatkowych informacji.
Stąd też, wiedząc, że z uzyskaniem kredytu może być trudno, pan Jerzy od razu pomyślał o faktoringu.

Rozwiązanie: faktoring

Oczywiście wzięcie zlecenia od nowego klienta wciąż wiązało się z ryzykiem. W końcu nie mogłem być absolutnie pewien, że firma faktoringowa zaakceptuje moją fakturę do płatności — tłumaczy pan Jerzy. Po czym dodaje: Jednak takie ryzyko gotowy byłem już zaakceptować, bo nie było ono duże. Jak do tej pory nie miałem większych problemów z regulowaniem swoich zobowiązań, a faktury, które miały być spłacone w ramach faktoringu, wystawione były przez poważną, wiarygodną firmę. Ryzyko, że w żadnej z kilku firm, jakie zamierzałem sprawdzić, nie dostanę finansowania, było niewielkie.

I rzeczywiście, starania o finansowanie zakończyły się sukcesem. W dodatku, ku pewnemu zaskoczeniu spedytora, cały proces przebiegł wręcz wyjątkowo sprawnie. Złożony online wniosek został zaakceptowany w ciągu kilkunastu minut, a w kolejnym dniu roboczym na rachunku znalazły się pieniądze. Pan Jerzy mógł więc spokojnie prowadzić normalną działalność, nie zadręczając się codziennie tym, że byle podwyżka cen paliw może doprowadzić jego firmę na skraj bankructwa.

Mało tego: nie dość, że flota wzmocniła się o 2 nowe pojazdy — te, o których pan Jerzy myślał już wcześniej — to rzutki przedsiębiorca już kreśli plany dalszego rozwoju.

W ciągu najpóźniej dwóch kolejnych lat chcę wziąć w leasing 4 kolejne ciężarówki. Tylko jednego nie jestem pewien — pan Jerzy zawiesza głos, a po chwili w jego oczach widać błysk rozbawienia — skoro dwie ciężarówki nazywałem flotą, to mając 10 będę chyba musiał mówić o armadzie?

***

2-3 miesięczne terminy płatności, narzucane przez sieci handlowe, są faktem – super i hipermarkety zdążą nawet kilkukrotnie sprzedać towar, zanim zapłacą za niego dostawcom czy firmom transportowym.

Niemal połowa przedsiębiorstw z branży przynajmniej raz w miesiącu boryka się ze spóźnionymi płatnościami. W skali półrocza, ten odsetek zbliża się do 70% — czyli zaledwie 1/3 (!) przedsiębiorców nie spotyka się z opóźnieniami w płatnościach w swojej działalności.

Duże przesunięcie w czasie wpływów z tytułu należności z wydatkami na pokrycie bieżących kosztów (które trzeba regulować praktycznie od razu) powoduje, że finansowanie działalności staje się realnym problemem. Paradoksalnie, największym staje się wtedy, gdy branża ma okres „żniw” — szczególnie przed Bożym Narodzeniem.

Faktoring, jako produkt łatwiej dostępny, niż kredyt bankowy, jest dla wielu firm sposobem na — skuteczne — zmierzenie się z tym wyzwaniem. Szybka wypłata środków, utrzymanie dobrej historii kredytowej, utrzymanie płynności finansowej oraz dostępność także przez Internet powodują, że coraz więcej przedsiębiorców, w tym także z branży TSL, sięga właśnie po faktoring.

Poza fiskusem, na mechanizmie podzielonej płatności najwięcej zyskają banki. Podwójnie stracą firmy, które kupują za gotówkę, ale należności od kontrahentów otrzymują przelewem.

Przyjęcie mechanizmu zadeklarowały na razie duże spółki skarbu państwa. Zasady działania split payment zostały przemyślane jednak tak, by rynek sam wymusił szybkie jego upowszechnienie.

Gdy kupujący przy dokonywaniu przelewu za fakturę skorzysta z podzielonej płatności, bank automatycznie zasili konto VAT sprzedającego należną kwotą podatku. Na zwykłe konto wpłynie zatem odpowiednio niższa kwota. Jeśli sprzedający sam nie zastosuje mechanizmu względem własnych dostawców, będzie zmuszony wypłacać im z konta bieżącego zarówno kwotę netto, jak i wartość podatku VAT. W tym samym czasie na jego rachunku VAT zaczną kumulować się nadpłacone środki, którymi jednak nie będzie mógł swobodnie obracać.

Efekt wywołanej w ten sposób kuli śniegowej zatrzyma się na małych firmach o najsłabszej pozycji negocjacyjnej, które same nie zdołają wymusić zastosowania tej metody rozliczeń na swoich dostawcach lub po prostu nie mogą jej stosować ze względu na realia branży.

– Split payment dotyczy wyłącznie transakcji dokonywanych przelewem na rachunek bankowy. Mechanizm nie uwzględnia płatności gotówkowych i kartą płatniczą. Na jego wdrożeniu stracą zatem najwięcej te firmy, które za firmowe zakupy płacą gotówką lub kartą płatniczą, ale należności od kontrahentów otrzymują przelewem z zastosowaniem MPP. Należny im VAT spłynie na konto, z którego nie będą mogli swobodnie korzystać, a sami VAT zapłacą swoim dostawcom z rachunku bieżącego. W praktyce będą to przede wszystkim małe przedsiębiorstwa i jednoosobowe działalności gospodarcze, np. niewielkie firmy transportowe kupujące paliwo na stacji, budowlańcy zaopatrujący się w sieciówkach czy niektórzy hurtownicy – tłumaczy Agnieszka Gołębiewska, dyrektor finansowa spółki faktoringowej SMEO.  

Miesięczny przychód takich firm, którym mogli do tej pory swobodnie operować zmniejszy się w skrajnych przypadkach o 8-23 proc. Wprowadzenie MPP oznacza w praktyce ograniczenie dostępu do środków finansowych na bieżącą działalność i może pociągnąć za sobą kłopoty w utrzymaniu płynności finansowej, która i tak jest już bolączką wielu podmiotów z sektora małych i średnich przedsiębiorstw.

– W niektórych przypadkach pomocne będzie wykorzystanie narzędzi finansowych takich jak kredyt obrotowy czy faktoring. Zwiększają one ilość wolnej gotówki w firmie i pomagają poprawić płynność finansową. Zasadniczo jednak w przypadku systematycznie powstających nadwyżek na koncie VAT przedsiębiorcy nie unikną wnioskowania do Urzędu Skarbowego o uwolnienie tych pieniędzy na standardowy rachunek. Urzędnik na decyzję ma aż 60 dni i nie musi wyrazić zgody na wypłatę takiej kwoty, o jaką wnioskujemy. Należy też liczyć się z częstszymi kontrolami US w przypadku częstego powtarzania procedury – komentuje ekspertka SMEO.

W przypadku jednoosobowych działalności gospodarczych pojawia się dodatkowa komplikacja. Zgodnie z prawem podmioty te nie mają obowiązku prowadzenia konta firmowego. Jak zapewnia Ministerstwo Finansów nie zostaną one zatem zmuszone do przyjęcia mechanizmu split payment. W praktyce jednak kontrahent, który sam mu podlega i traci na współpracy z firmami nie włączonymi do systemu najprawdopodobniej przekona swoich dostawców do założenia dodatkowego rachunku.

Zdaniem ekspertki SMEO, poza samym fiskusem, który liczy na zwiększenie ściągalności podatku VAT o nawet 9 mld rocznie, na zmianie najwięcej zyskają banki, ponieważ split payment wymusza na rynku obrót bezgotówkowy. Można też przypuszczać, że wśród ponad 3 mln funkcjonujących obecnie w Polsce jednoosobowych działalności gospodarczych znacząco wzrośnie liczba takich, które pod presję kontrahentów zdecydują się na założenie osobnego konta na firmę.

W 2017 r. zbankrutowało prawie 900 polskich firm, głównie z powodu zatorów płatniczych. Schemat wygląda mniej więcej tak — nam nie płacą, my nie płacimy, nasz kontrahent komuś nie płaci i po kolei wszyscy plajtujemy — brzmi fatalnie, prawda?

Kilka tygodni temu na jednej z grup na Facebooku pojawił się obszerny wpis właściciela firmy specjalizującej się w aplikacjach mobilnych. Jego post na temat zatorów płatniczych wywołał (kolejną) obszerną dyskusję o największej bolączce polskich przedsiębiorców.

Post zaczynał się tak: Zastanawia mnie powszechna w Polsce akceptacja płacenia faktur dużo po terminie. Upominanie się o zapłatę wcale nie jest uznawane za coś, co jest powodem do wstydu dłużnika, ale jako coś normalnego, „ot zapomniałem”.

Czy opłacanie faktur po terminie jest standardem?

Z danych Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii wynika, że aż 90 proc. polskich firm zetknęło się z zatorami płatniczymi lub długimi terminami płatności. Nie jest też tajemnicą, że są w Polsce branże jak transportowa, budowlana czy handlowa w których płacenie faktur po terminie jest niechlubnym, ale jednak standardowym elementem “kultury” biznesowej.

„Prawda jest taka, że grubo ponad połowa faktur nie jest płacona w terminie, a 1/3 z nich to zaległości ponad 3-miesięczne. Kwota “kredytowania” swoich własnych przychodów w wielu miesiącach robi się więc naprawdę niebagatelna. Czy to normalne? Nie, to prawdziwy rak polskiego biznesu, który potrafi zabić nawet najlepiej prowadzone przedsiębiorstwa”,pisał niedawno Przemysław Pająk, szef serwisu Spiders Web, podając przykłady z życia własnej firmy. Bynajmniej nie jest to firma z branży transportowej czy budowlanej.

Opłacanie faktur po terminie to poważny problem, który dotyka w mniejszym lub większym stopniu niemal każdej branży. Także tych najlepiej prosperujących, takich jak branża IT. Na szczęście — przynajmniej oficjalnie — na nieopłacenie na czas faktur jest coraz mniejsze społeczne przyzwolenie. Jest więc nadzieja, że nawyki zaczną się cywilizować.

Wydłużone terminy na fakturze

Drugi problem, z jakim stykają się mikro i mali przedsiębiorcy, dotyczy wystawiania faktur z absurdalnie długimi terminami płatności.

„Przykładów na przedłużające się płatności doświadczyłem też na własnej skórze. Przeważnie były to grube tysiące złotych i na przykład banki, które w swoich procedurach poza 45 dniowym terminem płatności, nie przewidują pośpiechu w płaceniu kontrahentom. […] Firma płaci podatek VAT od pieniędzy, których jeszcze nie ma na koncie. W przypadku dużych kwot wpływa to oczywiście na płynność finansową i często doprowadza do problemów”, — to z kolei tekst Grzegorza Marczaka, szefa Antyweb, ze stycznia 2017.

Tak wygląda specyfika współpracy Wielkich Firm — korporacji, głównie z sektora finansowego, energetycznego, paliwowego — z mniejszymi kontrahentami. Płacimy 45/60 dni po zakończeniu projektu” bywa nienegocjowalnym standardem w umowach. A przecież zdarzają się wielomiesięczne nawet terminy płatności.

„Wielka Firma kredytuje się kosztem małych podwykonawców. Dla korporacji Wynagrodzenie rzędu kilkuset tysięcy złotych, to pestka. Dla Wykonawców, to często konieczność otwierania linii kredytowej w banku, bo przecież pracowników te pół roku do roku trzeba płacić! Dodam, że takie procedury to standard dla prawie wszystkich dużych podmiotów. Dlaczego? — mają za darmo kredyt. A podmioty i tak w przetargu wystartują, bo im zależy”, — to kolejny fragment dyskusji na Facebooku [pisownia oryginalna].

Co może zrobić przedsiębiorca, któremy zależy, dlatego zgadza się na wystawienie faktury z terminem płatności 60 dni? A to i tak nie jest najgorzej — zdarzają się faktury z 90, a nawet 120-dniowymi terminami!

Jakie mechanizmy chronią przedsiębiorcę przed utratą płynności finansowej?

1. Wymaganie odsetek za kredyt kupiecki

Od 31. dnia od doręczenia faktury przedsiębiorca może skorzystać z prawa do naliczania odsetek ustawowych jako opłaty za tzw. kredyt kupiecki (13 proc. w skali roku). Co ciekawe, odsetki od kredytu kupieckiego należą się niezależnie od ustalonego terminu płatności. Przedsiębiorca może żądać tych odsetek, ale nie musi (i faktycznie często ich nie wymaga). Jeśli przedsiębiorca zdecyduje się jednak na naliczanie odsetek „kupieckich”, nalicza się je maksymalnie do dnia upływu terminu płatności.

Oczywiście po tym terminie przedsiębiorcy mogą przysługiwać również odsetki od przeterminowanej płatności (11,5 proc.) oraz zryczałtowana opłata na poczet wydatków związanych z dochodzeniem należności (40 Euro). Z tych rozwiązań korzysta się zwykle w ostateczności. I to najczęściej wobec klientów, dla których realizuje się jedynie pojedyncze zlecenia.

Wymaganie odsetek za długie terminy płatności (tj. za kredyt kupiecki) nie jest rozwiązaniem na wydłużone terminy, ale pozwala częściowo sfinansować koszty „kredytowania się kontrahentów naszym kosztem”.

2. Szybsza wypłata gotówki dzięki faktoringowi

Faktoring polega na natychmiastowej wypłacie gotówki — części lub całości — zamrożonej na fakturze wystawionej z odroczonym terminem płatności. Faktoring często porównujemy do „suwaka” finansowego, za pomocą którego przedsiębiorca wypłaca sobie dowolne kwoty z wynagrodzenia należnego mu za zrealizowane usługi, nie czekając na termin płatności na fakturze.

Faktoring jest jednym z najbardziej naturalnych narzędzi pozwalających rozwiązać problem krótkookresowych deficytów gotówki. W przeciwieństwie do pożyczki, faktoring nie powoduje zadłużenia firmy i nie obciąża limitu kredytowego. Jego istotą jest przyspieszenie płatności za wystawione faktury czyli uzyskanie natychmiastowego dostępu do własnych środków zamrożonych w wystawionych fakturach.

Ściśle powiązany z tą usługą jest limit faktoringowy — tj. maksymalna suma pieniędzy, jaka może być przedsiębiorcy wypłacona z wystawianych faktur sprzedażowych. Prowadząc działalność warto wcześniej zadbać o taki limit, który dzisiaj u większości nowoczesnych faktorów jest darmowy. Wystarczy złożyć wniosek, a możemy otrzymać 150 000 zł.

Oczywiście, faktoring — jak każda usługa finansowa — kosztuje, ale u uczciwych faktorów płaci się tylko za finansowanie faktur, nie ponosząc żadnych dodatkowych kosztów. Faktoring zdecydowanie obniża ryzyko niewypłacalności firmy z powodu ewentualnych zatorów płatniczych, i co najważniejsze, koszty związane z faktoringiem możemy odliczyć od podatku.

3. Ubezpieczenia płatności na czarną godzinę

O ubezpieczeniu płatności warto pomyśleć w przypadku wystawiania faktury na dużą kwotę i to znacznie większemu lub jeszcze niesprawdzonemu kontrahentowi. Nawet jeśli okaże się on nierzetelny — np. nie dotrzymując i tak długich terminów płatności — firma ma szansę przetrwać trudne miesiące.

Ponieważ koszty takiej polisy nie należą do najniższych warto od początku wkalkulować jej koszt w podpisywany kontrakt.

14 czerwca we Wrocławiu odbyła się druga edycja Targów Usług i Produktów rynku FinTech. To unikatowe na skalę kraju wydarzenie, którego celem jest pokazanie trendów i możliwości najszybciej rozwijającego się sektora usług finansowych w Polsce. W gronie prelegentów nie zabrakło SMEO.

W ubiegłym roku zarejestrowano najwyższą w historii liczbę jednoosobowych działalności gospodarczych. Pod koniec listopada elektroniczna baza przedsiębiorców wpisanych do rejestru REGON osiągnęła rekordową wartość 3,001 mln. Małe i średnie przedsiębiorstwa to dziś prawdziwe koło napędowe naszej gospodarki. Jakie rozwiązania dla nich proponuje fintech, a czego zdecydowanie brakuje?

Odpowiedzi na to pytanie szukali Dominik Ciula z Aasa Polska oraz Wojciech Kazimierski z LeaseLink – eksperci panelu “Fintech dla przedsiębiorców” poprowadzonego przez Michała Pawlika, zarządzającego marką SMEO.

Wszystkie te marki w bardzo widoczny sposób wpływają na podniesienie jakości oraz wprowadzanie zupełnie nowych technologicznie rozwiązań mających na celu pomoc przedsiębiorcom w pozyskaniu finansowania na codzienną działalności swoich firm.

W 2018 roku i w ciągu kolejnych lat będziemy obserwować duży trend w kierunku automatyzowania finansowych decyzji i związanych z tym działań. Od systemów płacenia podatków, przez automatyczne oszczędzanie, po lepsze narzędzia zabezpieczające przed przekroczeniem stanu konta – powstanie wiele aplikacji, które pomogą nam wieść bardziej zautomatyzowane życie finansowe.

Jest kilka takich rzeczy, które odróżniają typowy start-up od dużej korporacji. Elastyczność, zwinność oraz nieszablonowe i kreatywne działania, na które duzi gracze nieraz nie mogą sobie pozwolić. To sprawia, że ci „mali” potrafią zatrząść nawet najbardziej skostniałymi branżami i wyrwać je ze stagnacji, wprowadzając nowe, fascynujące rozwiązania.

Wprowadzenie split payment jest równoznaczne z odebraniem korzyści z kwartalnych rozliczeń VAT dla firm posiadających status małego podatnika.

Podatek VAT to pieniądz, który od początku powstania obowiązku podatkowego, czyli od momentu sprzedaży towaru lub usługi, należy do państwa. Z punktu widzenia przedsiębiorcy powinien być neutralny ekonomicznie. Jego wartość przerzucana jest de facto na konsumenta. Polityka ściągalności i zarządzania VAT-em jest jednak istotnym narzędziem w rękach rządu pozwalającym regulować rynek. Przykładowo, zróżnicowana wysokość stawek VAT pozwala wspierać niektóre segmenty gospodarki.

– Podobny walor regulacyjnego przywileju miała do tej pory możliwość rozliczania VAT-u w trybie kwartalnym. Otrzymali go podatnicy, u których sprzedaż w ciągu jednego roku podatkowego nie przekraczała 1,2 mln euro, a zatem firmy mało zasobne w kapitał. Drobny przedsiębiorca otrzymywał poniekąd od państwa darmową pożyczkę. Przez trzy miesiące mógł swobodnie obracać nadwyżkową kwotą należnego VAT-u – wyjaśnia Agnieszka Gołębiewska, dyrektor finansowa SMEO, spółki wspierającej płynność finansową małych firm.

Wiele firm finansuje się okresowo kwotami przeznaczonymi docelowo dla Urzędu Skarbowego. Ma to szczególne znaczenie dla mniejszych podmiotów, pozostających na granicy płynności finansowej, stosujących względem swoich kontrahentów odroczone terminy płatności lub mierzących się z sezonowością sprzedaży. VAT w kwartalnym obiegu daje im większą swobodę planowania wydatków oraz istotnie poprawia płynność finansową.

– Wprowadzenie split payment oznacza cofnięcie przez rząd przywileju obracania jego należnościami i koniec kwartalnych “pożyczek” dla firm posiadających status małego podatnika. Konto VAT tylko formalnie należy do przedsiębiorcy. Realnie zgromadzonymi tam środkami zarządza ponownie państwo. Resort finansów planuje zwiększyć wpływy z VAT-u poprzez utrudnienie wyłudzeń. Zamrożonymi na kontach VAT środkami będą obracać teraz banki, a nie sami przedsiębiorcy – mówi ekspertka SMEO.

Obawy mają także przedsiębiorcy opłacający VAT w standardowym trybie, do 25. następnego miesiąca. Podkreślają, że w przypadku zastosowania split payment ten termin przestaje realnie obowiązywać. W przypadku małych firm, zwykle nieposiadających znaczących nadwyżek kapitału, zmniejszenie elastyczności zarządzania gotówką nawet o kilka, kilkanaście dni może okazać się zabójcze.

– Przedsiębiorcy mogą podjąć kilka działań ograniczających negatywne skutki ustawy o split payment na ich płynność. Po pierwsze mogą spróbować zawczasu zastrzec w umowach ze swoimi kontrahentami, że nie zgadzają się na rozdzielenie płatności. W praktyce to jednak duzi gracze będą dyktować mniejszym, jak mają się zachować. Drugim rozwiązaniem, częściowo stabilizującym finanse, jest otwarcie linii kredytowej czy faktoringowej, która w nieprzewidzianych sytuacjach pozwoli natychmiast i bez formalności zasilić firmowe konto gotówką. Istotne jest, aby był to bardzo elastyczny produkt finansowy, w którym nie płaci się za sam fakt przyznania limitu, a wyłącznie w sytuacji, kiedy korzysta się z dostępnych tam środków. Wreszcie, firmy  negocjować dłuższe terminy płatności u swoich dostawców. Gospodarka jest jednak naczyniem zamkniętym. W takiej sytuacji poprawa płynności dla jednego przedsiębiorcy oznacza pogorszenie dla drugiego. A chyba nie o to rządowi chodziło – podsumowuje Gołębiewska.

Dla przypomnienia, w kwietniu tego roku na stronie Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii została opublikowana Zielona Księga inicjująca rozmowy rządu na temat rozwiązania problemu zatorów płatniczych, z którymi styka się ponad 90 proc przedsiębiorstw w Polsce.

Złóż wniosek online