Strefa klienta Zaloguj się do: Panelu faktoringu Panelu pożyczki

Dziękujemy za wypełnienie formularza!

Nasz doradca wkrótce się z Tobą skontaktuje.
Skorzystaj z faktoringu SMEO,
a pieniądze na konto otrzymasz w 5 minut!

Dziękujemy za wypełnienie formularza!

Wkrótce się z Tobą skontaktujemy.

Dziękujemy za umówienie spotkania!

Na wskazany adres e-mail wysłaliśmy zaproszenie
na spotkanie on-line. Do zobaczenia!
Skorzystaj z faktoringu SMEO,
a pieniądze na konto otrzymasz w 5 minut!

Dziękujemy za subskrypcję naszego newslettera!

Będziesz otrzymywać informacje o SMEO. Skorzystaj z faktoringu SMEO, a pieniądze na konto otrzymasz w 5 minut!

63% polskich mikrofirm w ciągu ostatnich dwóch lat doświadczyło sytuacji, w której nie uzyskało płatności za dostarczony produkt lub usługę – wynika z badania SMEO/ERIF BIG. Co czwarta przed rozpoczęciem współpracy nie sprawdza nawet, czy ich nowy kontrahent istnieje.

Okazuje się, że skala zjawiska jest niewiele mniejsza niż nagłośniony w minionych miesiącach problem zatorów płatniczych i dotyczy zdecydowanej większości mikrofirm. 27% z nich na przestrzeni ostatnich miesięcy straciło całą należną im kwotę wynagrodzenia. Pozostałe 36% odzyskało swoje należności jedynie częściowo.

W październiku bieżącego roku w bazie ERIF BIG S.A. znalazło się 780 tys. informacji o zadłużeniu przedsiębiorców. 49% negatywnych informacji gospodarczych dotyczyło zaległości w regulowaniu faktur względem kontrahentów.

Pracodawcy narażeni bardziej

Niepokoi fakt, że na brak zapłaty za produkt lub usługę bardziej narażone są firmy zatrudniające pracowników. Aż 67% z nich zadeklarowało, że w ciągu ostatnich 2 lat doszło do takiej sytuacji. Dla porównania, spotkało to jedynie 47% właścicieli mikrofirm, którzy działają w pojedynkę. Kolejna niepokojąca informacja jest taka, że 15% mikrofirm w razie problemów finansowych decyduje się na redukcję kosztów działalności, w tym kosztów pracowniczych.

Ryzyko braku zapłaty może zmniejszyć współpraca z zewnętrznym podmiotem pomagającym kontrolować finanse. W firmach, w których właściciel sam zarządza finansami, nieco częściej niż w pozostałych zdarzało się, że klient w ogóle nie zapłacił (63%). W lepszej sytuacji zdają się być mikroprzedsiębiorstwa współpracujące z zewnętrznymi firmami księgowymi. Brak zapłaty dotyczył 58% z nich.

Mimo to nie sprawdzają

Według danych SMEO/ERIF BIG niemal co czwarta (23%) mikrofirma pracująca dla klientów instytucjonalnych przyznaje, że w żaden sposób nie weryfikuje ich przed rozpoczęciem współpracy. Najmniejsza ostrożność cechuje firmy usługowe. Przedsiębiorstwa produkcyjne niemal dwukrotnie częściej sprawdzają dane finansowe potencjalnych klientów.

Prawie czterech na dziesięciu właścicieli firm (38%), które nie korzystają z usług wywiadowni gospodarczych, nie widzi w ogóle takiej potrzeby. 17% procent nie zna tego typu usług. Tyle samo twierdzi, że weryfikacja kontrahentów w BIG-ach jest zbyt droga. Co piąta osoba nie potrafi określić przyczyn.

Mikrofirmy, które podejmują jakiekolwiek środki ostrożności, najczęściej poprzestają na sprawdzeniu podstawowych, ogólnodostępnych w internecie informacji o nowych kontrahentach (32%). 29% przeprowadza wywiad środowiskowy wśród znajomych. 21% analizuje KRS firmy, 19% sprawdza kondycję finansową potencjalnego klienta w BIK-u. 31% sprawdza, czy firma widnieje w KRD, a 14% korzysta z innych wywiadowni gospodarczych typu BIG.

Uwaga na zakaz cesji

Jak pokazują wyniki najnowszego badania przeprowadzonego na zlecenie Polskiego Związku Faktorów, dość powszechną praktyką w umowach handlowych jest stosowanie zakazu cesji. Zetknęło się z nim aż 76% polskich firm. Jest to de facto zakaz swobodnego dysponowania własnymi należnościami. 81% przedsiębiorców twierdzi, że niesie on za sobą podwyższone ryzyko wystąpienia problemów z płynnością finansową firmy.

– W Polsce zakaz cesji dość często jest wymuszany przez duże przedsiębiorstwa na mniejszych dostawcach. Warto zastanowić się, jaka intencja stoi za takim zakazem i czy nie jest nią opóźnianie lub unikanie zapłaty. Duzi gracze unikają cesji zwykle dlatego, by ich wierzycielem nie okazał się podmiot równie silny, jak oni sami, a co za tym idzie taki, który mógłby wywierać presję na terminowe spłaty zobowiązań. Ograniczenie lub całkowite zniesienie zakazu cesji mogłoby istotnie poprawić kondycję finansową właśnie tych najmniejszych podmiotów. Mali przedsiębiorcy mieliby większe możliwości przeniesienia ryzyka nieterminowego regulowania należności na podmioty silniejsze finansowo – mówi Michał Pawlik, prezes SMEO, jednej ze spółek zrzeszonej w ramach PZF.

Jeśli wystawiasz faktury z długim terminem płatności, mogłeś spotkać się z sytuacją, kiedy Twój kontrahent – zgodnie z prawem! – ograniczył Ci możliwość dowolnego rozporządzania Twoją należnością. W jaki sposób? Poprzez wprowadzenie do umowy zakazu cesji wierzytelności.

Wyobraź sobie, że dostajesz propozycję kontraktu od dużego podmiotu. Stawia on jednak jeden warunek – w umowie będzie widniał zapis o zakazie cesji wierzytelności. Godzisz się na to, choć wiesz, że ten zapis może wiązać się z problemami z płynnością finansową.

W Polsce zakaz cesji jest dość częstym instrumentem stosowanym przez duże przedsiębiorstwa wobec słabszych kontrahentów. Duże spółki stosują to rozwiązanie, gdy nie chcą być zaskakiwane zmianą wierzyciela, który mógłby np. okazać się podmiotem równie silnym, jak oni sami, a co za tym idzie – mógłby wywierać presję na terminowe płatności zobowiązań.

Dlatego grupą najbardziej pokrzywdzoną klauzulą o zakazie cesji są najmniejsze firmy. Ich zasoby finansowe i osobowe są zwykle mocno ograniczone, przez co jest im szczególnie trudno skutecznie domagać się płatności od znacznie większego kontrahenta.

Przeczytaj: Długie terminy płatności – co może zrobić przedsiębiorca?

Według raportu “Bezpieczeństwo finansowe małych firm w Polsce” opracowanego przez SMEO we współpracy z Erif BIG, blisko połowa (45%) polskich mikrofirm w ciągu ostatnich dwóch lat doświadczyła problemów finansowych, niezależnie od sektora działalności, wielkości zatrudnienia czy formy organizacji prawnej przedsiębiorstwa.

Ograniczenie lub całkowite zniesienie zakazu cesji mogłoby istotnie poprawić kondycję finansową właśnie tych najmniejszych podmiotów. Mali przedsiębiorcy mieliby większe możliwości przeniesienia ryzyka nieterminowego regulowania należności na podmioty silniejsze finansowo (np. na faktora).

Cesja wierzytelności – co to jest

Najpierw kilka trudnych wyrażeń (którymi operuje Kodeks cywilny, więc powinieneś je znać):

W ramach każdego zobowiązania jedna ze stron ma prawo żądać spełnienia jakiegoś świadczenia, a druga ma obowiązek to żądanie spełnić. Strona uprawniona to wierzyciel, a jej prawo to wierzytelność. Strona zobowiązana to dłużnik, a jej obowiązek to dług.

Cesja wierzytelności polega na przeniesieniu uprawnień przysługujących dotychczasowemu wierzycielowi na nowego nabywcę (nowego wierzyciela). W tym celu strony zawierają umowę. Po jej podpisania cały ciężar odzyskania długu spada na nowego wierzyciela.

Cesja wierzytelności najczęściej dotyczy pojedynczych zobowiązań, ale może i dotyczyć większej liczby wierzytelności jednocześnie.

Cesja wierzytelności a faktoring

Decydując się na faktoring i podpisując umowę z firmą faktoringową, w chwili przekazania faktury do finansowania dokonujesz cesji wierzytelności.

Cesja może być jawna – gdy Ty lub Twój faktor informujecie o jej dokonaniu kontrahenta, a każda zgłoszona do finansowania faktura zawiera informację o cesji.

Cesja może być cicha – wtedy wystarczy, że zmienisz numer konta do zapłaty na fakturze na ten należący do Twojego faktora, a jednocześnie nie masz obowiązku poinformowania kontrahenta o samej cesji.

Zgodnie z polskim prawem, przedsiębiorca nie musi pytać swojego kontrahenta o to, czy zgadza się na cesję. Wystarczy go poinformować, że zmienił się jego wierzyciel i teraz ma zapłacić komuś innemu. W rzeczywistości jednak kontrahenci często ograniczają możliwość skorzystania z takiego rozwiązania, wpisując zawczasu zakaz cesji do umów czy zleceń.

Polscy przedsiębiorcy o zakazie cesji

Jak pokazują badania, stosowanie zakazu cesji w umowach handlowych jest dość powszechną praktyką.

Aż 76 proc. polskich firm spotkało się ze zjawiskiem stosowania przez odbiorców zakazów przelewu wierzytelności – wynika z niedawno opublikowanej ankiety Polskiego Związku Faktorów na grupie 580 polskich firm.

62 proc. ankietowanych spotkało się z praktyką gotowości wyrażenia zgody na cesję przez odbiorcę w zamian za zaoferowanie im lepszych warunków handlowych (dłuższy termin płatności, niższa cena, etc.). A zatem sytuacja, kiedy dłużnicy uzależniają dokonanie zapłaty od udzielenia dodatkowych upustów, nie jest odosobnionym przypadkiem.

Co ciekawe, dla 38 proc. firm zakaz cesji był powodem niepodjęcia współpracy z danym odbiorcą.

Cesja wierzytelności a płynność finansowa

Z punktu widzenia małego przedsiębiorcy, najbardziej pożądanym modelem współpracy jest ten z krótkim terminem płatności. Nie powoduje zatorów płatniczych, dzięki czemu możesz realizować wszystkie swoje płatności w terminie.

Nie zawsze jednak jako przedsiębiorca masz wystarczająco siły i determinacji, by wymusić krótkie terminy płatności. Dochodzi zatem do sytuacji, kiedy jesteś zmuszony do finansowania swoich dłużników i z tego powodu sam potrzebujesz pieniędzy na poprawę płynności.

Zakaz cesji często uniemożliwia jednak przedsiębiorcy uzyskanie lepszych warunków finansowania. Trudniej nie tylko o faktoring, ale także np. o kredyt, ponieważ nie można przenieść należności na bank.

Biorąc pod uwagę fakt, że polskie mikro i małe firmy to trzon polskiej gospodarki (odpowiadają za zatrudnienie ponad 52 proc. wszystkich pracowników!), ograniczenie możliwości stosowania zakazu cesji albo jego całkowita eliminacja bardzo by się przysłużyły dalszemu rozwojowi gospodarczemu.

*SMEO jako członek Polskiego Związku Faktorów bierze udział w kampanii “Wolne faktury – bez zakazu cesji”

Źródło danych: Ankieta Polskiego Związku Faktorów na grupie 580 polskich firm, listopad 2018

Według danych SMEO/ERIF BIG w aż pięciu województwach firm borykających się z problemami finansowymi było więcej niż tych, które w kłopoty finansowe nie popadły. Czarnym punktem na mapie polskiego mikrobiznesu jest Podkarpacie. Świętokrzyskie, pomimo niskiej rentowności obrotu brutto i słabych płac, na problemy wskazuje najrzadziej.

Według raportu Bezpieczeństwo finansowe małych firm w Polsce opracowanego przez SMEO we współpracy z Erif BIG, w najgorszej kondycji znajdują się mikrofirmy z województwa podkarpackiego, gdzie aż 68% z nich na przestrzeni ostatnich dwóch lat doświadczyło trudności finansowych. Niewiele lepsza sytuacja ma miejsce w lubelskim (56%), wielkopolskim (53%) i warmińsko-mazurskim (52%), gdzie problem dotyczy ponad połowy mikroprzedsiębiorstw. Najlepiej w obszarze finansów radzą sobie firmy z województwa lubuskiego, świętokrzyskiego, pomorskiego i łódzkiego. Z problemami finansowymi zmierzył się tam co trzeci mikroprzedsiębiorca.

image_processing20181029-32027-7n3oqe.png

Dane te pokrywają się z najnowszym raportem GUS, według którego w wymienionych województwach mamy do czynienia z najmniej korzystnymi wskaźnikami rentowności obrotu. Co za tym idzie, szanse na inwestycje i poprawę sytuacji w tych regionach maleją.

Dodatkowo województwa podkarpackie, lubelskie, warmińsko-mazurskie (a także świętokrzyskie i podlaskie, które na problemy finansowe narzekają relatywnie rzadko) to regiony o najniższych średnich pensjach brutto. Wyjątek stanowi województwo wielkopolskie, w którym ponad połowa mikrofirm wskazuje na problemy finansowe. Mimo to pensje pracowników utrzymują się tu na stosunkowo wysokim poziomie (w przedziale 2700-2899 zł brutto na jednego zatrudnionego). Wyższe stawki oferowane są jedynie w województwie mazowieckim.

Niska sprzedaż nie tak straszna, problemem reklamacje

W skali kraju najczęstszą wskazywaną przyczyną problemów finansowych w mikrofirmach jest zbyt niska sprzedaż, a w efekcie niewystarczające przychody firmy (38%). W pięciu województwach, w których problemy finansowe pojawiają się najczęściej czynnik ten ma wyraźnie mniejsze znaczenie niż w pozostałych regionach kraju. W podkarpackim, lubelskim, wielkopolskim, warmińsko-mazurskim i zachodnio-pomorskim na trudność tę wskazuje średnio jedynie 28% firm w porównaniu do 38% średniej krajowej.

Częściej za to przyczyną kłopotów okazują się tam reklamacje składane przez klientów (16% przy średniej krajowej 10%). Rekordowo często oczekiwaniom klientów nie są w stanie sprostać firmy ze znajdującego się w najgorszej sytuacji finansowej województwa podkarpackiego. Aż 30,8% ankietowanych popada z tego powodu w kłopoty finansowe.

Złudny optymizm na Podkarpaciu i w świętokrzyskim

Choć podkarpaccy przedsiębiorcy źle oceniają sytuację finansową i wyniki swoich firm,  dane zebrane w bieżącym roku przez Bank Pekao pokazują, że pozostają oni w najlepszych nastrojach od pięciu lat. Częściej niż średnio w kraju skarżą się na bariery utrudniające prowadzenie biznesu, nadrabiają za to optymizmem w kwestii zatrudnienia oraz oczekiwania na zapłatę.

Interesująco prezentuje się też sytuacja w świętokrzyskim. Zaledwie 33% firm w tym województwie przyznaje, że w ciągu ostatnich dwóch lat popadło w problemy finansowe. Jest to jeden z trzech najlepszych wyników w kraju. Odnotowano tam natomiast najwyższy odsetek firm narzekających na zbyt niską sprzedaż. Na problem z uzyskaniem wystarczającego poziomu przychodów wskazało aż 66,7% przedsiębiorców (dla średniej w skali kraju 38%).

Optymizmu przedsiębiorców ze świętokrzyskiego nie potwierdzają wskaźniki ekonomiczne. Według danych GUS wskaźnik rentowności obrotu brutto wyniósł tam 11,1% przy 11,9% w skali całego kraju. W odpowiedzi na problemy finansowe mikrofirmy z tego regionu zdecydowanie częściej niż inne województwa sięgają po środki własne (prywatne zasoby właścicieli). Postępuję tak aż 66,7% badanych przy średniej dla kraju na poziomie 34%.

Mikrofirmom nie płacą

Jednym ze zjawisk negatywnie wpływających na kondycję przedsiębiorstw w Polsce są zatory płatnicze oraz problemy z uzyskaniem zapłaty od klientów. W najgorszej sytuacji znajdują się małe firmy. Zwykle wychodzą ze słabej pozycji negocjacyjnej w kontaktach z większym kontrahentem i dysponują niewielkimi rezerwami gotówki, aby przetrwać ewentualny cios finansowy. Według danych SMEO/ERIF BIG 62,5% mikrofirm w Polsce w ciągu ostatnich dwóch lat nie uzyskało w ogóle lub uzyskało jedynie częściową płatność z tytułu dostarczonych towarów lub usług.

[P1: Czy w ciągu ostatnich dwóch lat zdarzyło się w Pani(a) firmie nie uzyskać w ogóle lub uzyskać jedynie częściową zapłatę za dostarczone produkty lub usługi?]
 

WojewództwoTAKNIE
lubelskie81%19%
małopolskie77%23%
śląskie77%23%
kujawsko-pomorskie72%28%
opolskie71%29%
wielkopolskie69%31%
mazowieckie69%31%
podkarpackie67%33%
lubuskie64%36%
łódzkie59%41%
warmińsko-mazurskie54%46%
dolnośląskie42%58%
podlaskie37%63%
pomorskie35%65%
świętokrzyskie25%75%
zachodniopomorskie25%75%

Najlepiej ze ściąganiem należności radzą sobie firmy w zachodniopomorskim i świętokrzyskim. Trudności w tym zakresie odnotował zaledwie co czwarty mikroprzedsiębiorca. Najgorzej sytuacja wygląda w lubelskim, małopolskim i śląskim, gdzie ponad ¾ firm zdarza się nie uzyskać oczekiwanej zapłaty od klientów. W skali kraju w 11 województwach problem nierzetelnych kontrahentów dotyczy już ponad połowy mikrofirm.

To tylko kwestia czasu zanim wielkie firmy technologiczne takie jak Google, Apple, Facebook, Amazon, Baidu, Alibaba czy Tencent będą miały istotniejszy wpływ na przestrzeń usług finansowych niż banki i fintechy – mówił w trakcie konferencji InsideTrends Michał Pawlik, prezes SMEO.

Światowi giganci technologiczni określani jako GAFA (Google, Apple, Facebook, Amazon) i BAT (Baidu, Alibaba, Tencent) wykonali już pierwsze ruchy zmierzające do rozbudowy swoich platform o usługi finansowe. Niektórzy analitycy przewidują, że trwający latami wyraźny podział na handel i finanse wkrótce ulegnie zatarciu.

Prawdopodobnym wydaje się, że wielkie platformy społecznościowe i e-commerce spróbują sprowadzić instytucje finansowe do roli dostawców, od których będą pobierać prowizję za przekazane transakcje. Same zaś, wykorzystując silną markę oraz dane o klientach będą działać na zasadzie wielofunkcyjnego interfejsu użytkownika, który pozwoli wygodnie realizować operacje zakupowe i finansowe za pomocą jednej platformy. Bankom pozostanie rywalizować ceną.

Pierwsze kroki za nami

W 2013 roku Tencent i Alibaba połączyły siły, aby uruchomić Zhong An, pierwszego w Chinach w pełni cyfrowego ubezpieczyciela. W pierwszym roku działalności sprzedał on ponad 630 milionów polis ubezpieczeniowych. Rok temu Facebook, podpisując umowę z PayPal, umożliwił użytkownikom przesyłanie pieniędzy i dokonywanie płatności za pośrednictwem Messengera.

Najbardziej agresywnym graczem w sferze finansów wydaje się Amazon. Jak mówi Jeff Bezos: „Twoja marża jest moją szansą”. Dzięki kartom Amazon Cash firma oferuje klientom możliwość zakładania depozytów na platformie Amazon i rozliczania zakupów online z pominięciem kont bankowych. Gigant e-commerce udzielił też wybranym sieciom detalicznym krótkoterminowych pożyczek na łączną kwotę przekraczającą 3 mld USD.

Przewagi gigantów

Asem w rękawie GAFA i BAT jest dostęp w czasie rzeczywistym do ogromnej ilości unikalnych informacji na temat produktów, sprzedaży, preferencji oraz poziomu zadowolenia klientów firm korzystających z ich platform. Mogą dzięki temu obserwować przychody i strukturę rynku oraz przewidywać zdolność generowania zysków przez innych graczy.

– Bigtechy dzięki modelom biznesowym zorientowanym na klienta wykorzystują informację o nim lepiej niż banki. Potrafią umiejętniej  zarządzać dużymi wolumenami danych, w szczególności danych niestrukturalnych. Są to między innymi informacje o standardzie życia konsumentów, które mogą być wykorzystywane do oceny ryzyka kredytowego. Ustrukturyzowanie i  uporządkowanie tych danych oraz inteligentne ich wykorzystanie buduje ich przewagę nad sektorem bankowym – mówił Michał Pawlik.

Zdaniem prezesa SMEO o sile wielkich firm technologicznych decydują też potężne zasoby finansowe zgromadzone przez lata działalności. Znajduje to odzwierciedlenie choćby w rekordowej kapitalizacji rynkowej, w niektórych przypadkach sięgającej biliona dolarów. Rezerwy gotówkowe torują im prostą i najbardziej logiczną ścieżkę wzrostu.

Banki i fintechy – wspólny front

Jak czytamy w Global banking outlook 2018 opracowanym przez Ernst & Young, 85% banków na świecie jako priorytet na 2018 rok przyjęło wdrożenie programu cyfrowej transformacji. Dla skrępowanych regulacjami i procedurami wewnętrznymi tradycyjnych instytucji finansowych najszybszą drogą do “gotowej” innowacji, zwłaszcza w zakresie poprawy doświadczeń użytkownika, są fintechy. W zamian, dysponując aktywami o łącznej wartości 17,5 biliona USD, wiedzą i bazami klientów nadają fintechom rozpędu i mocy. Banki zapewniają  skalę, startupy finansowe – przewagę innowacyjną.

Przeprowadzona przez tę samą firmę analiza 45 największych banków światowych pokazuje, że chociaż wszystkie z nich są zaangażowane w fintech w taki czy inny sposób, tylko około jedna czwarta wchodzi w tę współpracę głębiej. Według World FinTech Report 2018, ponad 70% zarządzających fintechami wskazuje, że największym wyzwaniem we współpracy z tradycyjnymi firmami finansowymi jest ich brak elastyczności i sprzyjającego ekosystemu dla innowacji. Banki obawiają się zaś negatywnego wpływu na zaufanie klientów, markę oraz kulturę organizacyjną.

Nikt już jednak nie ma wątpliwości, że umiejętna współpraca i silne partnerstwa to jedyna szansa na szybkie wypracowanie skali i wartości, które zdołają przeciwstawić się dominacji GAFA i BAT w sektorze finansów w niedalekiej przyszłości.

Aż 45% polskich mikrofirm w latach 2016-2018 doświadczyła problemów finansowych. Z badania, które przeprowadziliśmy we współpracy z biurem informacji gospodarczej ERIF wynika, że najczęściej związane są ze zbyt niskim oraz nieregularnym poziomem przychodów.

Jak radzić sobie z problemami finansowymi firmy?

Większość przedsiębiorców, aby ratować firmę sięga do własnej kieszeni.
Chociaż na rynku dostępne są wygodne narzędzia finansowe dla mikroprzedsiębiorców, aż 34% przedsiębiorców sięga po prywatne środki, aby poradzić sobie z problemami finansowymi, a 20% przyznaje, że pieniądze pożycza od znajomych.

Z faktoringu korzysta jedynie co dziesiąta firma. Warto bliżej przyjrzeć się tej usłudze, ponieważ to nie tylko wsparcie finansowe, ale również konkretne korzyści biznesowe.

Jakie są zalety faktoringu?

Faktoring to nie tylko natychmiastowy zastrzyk gotówki – nawet w 15 minut – który pozwala przedsiębiorcy bez przeszkód kontynuować działalność biznesową.

Skorzystanie z usługi faktoringowej niesie długofalowe korzyści:

  • Poprawa wizerunku – przedsiębiorca, który spłaca regularnie bieżące zobowiązania wobec swoich kontrahentów i pracowników jest pozytywnie postrzegany wśród partnerów biznesowych, jak i instytucji finansowych. Wizerunek firmy solidnej i godnej zaufania ułatwia budowanie długofalowych relacji z klientami oraz pozyskiwanie intratnych zleceń.
  • Dostępne środki na rozwój biznesu – płynność finansowa pozwala przedsiębiorcom inwestować – zatrudnić nowych pracowników, zakupić niezbędne materiały czy programy a dzięki temu bez przeszkód realizować bieżące zlecenia, oraz przyjmowanie większej ilości nowych.
  • Lepsza pozycja negocjacyjna – dysponując gotówką przedsiębiorca może negocjować lepsze warunki finansowe z dostawcami. W efekcie sam oferuje lepsze ceny.
  • Faktoring nie wpływa negatywnie na zdolność kredytową – wizerunek przedsiębiorcy istotny jest także dla banków. Faktoring wiąże się z czyszczeniem bilansu firmy, co przekłada się na bardziej korzystne oferty kredytowania.

Faktor nie jest jednorazowym ratunkiem dla budżetu przedsiębiorcy czy kołem ratunkowym w przypadku nadchodzącej wizji bankructwa.
Firma faktoringowa to partner, który wspiera mikroprzedsiębiorców w rozwoju ich biznesu, poprzez wypłatę gotówki za wystawione faktury czy pomoc w zarządzaniu wierzytelnościami. Uwiarygadnia firmę w oczach innych instytucji finansowych i klientów oraz pomaga w ocenie wiarygodności kontrahentów.

Blisko połowa polskich mikrofirm w ciągu ostatnich dwóch lat doświadczyła problemów finansowych. Zdarzały się one niezależnie od sektora działalności, wielkości zatrudnienia czy formy organizacji prawnej przedsiębiorstwa – wynika z raportu “Bezpieczeństwo finansowe małych firm” opracowanego przez SMEO we współpracy z biurem informacji gospodarczej ERIF.

Na pytanie, czy w ciągu ostatnich dwóch lat zdarzyły się w firmie problemy finansowe, twierdzącej odpowiedzi udzieliło 45 proc. mikroprzedsiębiorców biorących udział w badaniu. Co dziesiąty z nich borykał się z nimi regularnie, 55 proc. popadło w kłopoty kilkukrotnie.

large_Raport_profeina_4.jpeg

Przyczyny problemów finansowych

Najczęściej problemy finansowe mikroprzedsiębiorców związane są ze zbyt niskim (38 proc.) lub nieregularnym poziomem przychodów (35 proc.). 31 proc. narzeka na zbyt wysokie koszty prowadzenia działalności. W co czwartym przedsiębiorstwie  dochodzi do okresowych braków gotówki, co skutkuje utratą płynności finansowej. 18 proc. właścicieli mikrofirm jako główną przyczynę trudności podaje utratę kluczowych kontrahentów. 13 proc. pogrąża błędne oszacowanie kosztów realizacji zlecenia, a co dziesiątego – składane przez ich klientów reklamacje.

large_Raport_profeina_1.jpg

Jednoosobowe działalności gospodarcze zdecydowanie częściej niż te działające w formie prawnej spółek mają problem z utrzymaniem regularności przychodu.  Spółki natomiast dwukrotnie częściej popadają w kłopoty związane z realizacją zleceń – niedoszacowują kosztów ich realizacji lub ponoszą skutki finansowe reklamacji.

Różnice widać także w poszczególnych sektorach. Przedsiębiorstwa handlowe zdecydowanie częściej narzekają na zbyt niską sprzedaż (48 proc.) w porównaniu do 33 proc. w sektorze usług i 39 proc. w produkcji. Główną bolączką “usług” jest zaś kłopot z zapewnieniem regularności przychodu (40 proc.). W handlu sytuacja wygląda pod tym względem znacznie stabilniej (24 proc.). Przekłada się to bezpośrednio na zdolność do utrzymania płynności finansowej w poszczególnych sektorach.  Do okresowych deficytów gotówki na bieżącą działalność dochodzi najczęściej w firmach usługowych (32 proc.). W handlu i produkcji na problem wskazuje kolejno 17 proc. i 15 proc. właścicieli firm.

Ryzyko zatrudnienia

Osoby działające na własną rękę (tj. nie zatrudniające pracowników), współpracujące za to w razie potrzeby z poddostawcami, rzadziej niż pozostałe mają kłopot z uzyskaniem bezpiecznego poziomu przychodów. W przypadku małych firm sprawdza się zatem model minimalizacji kosztów stałych i elastycznego outsourcowania zasobów.  

Firmy zatrudniające pracowników częściej wskazują na problem zbyt wysokich kosztów prowadzenia działalności. – Koszty pracownicze stanowią zatem znaczne obciążenie mikrodziałalności i są istotnym czynnikiem ryzyka finansowego. Współpraca z gronem poddostawców niesie jednak inne zagrożenia – firmy te częściej od pozostałych stykają się z reklamacjami klientów – zauważa Michał Pawlik, prezes SMEO.

Rezerwa “raz jest, raz jej nie ma”

Co trzeci właściciel mikrofirmy (36 proc.) utrzymuje, że zawsze ma zapewnioną rezerwę finansową. Połowa (51 proc.) przyznaje, że rezerwa pojawia się tylko okresowo. 13 proc. mikroprzedsiębiorców nigdy nie dysponuje nadwyżkowymi kwotami na czarną godzinę. Najczęściej zdarza się to właścicielom firm nie zatrudniających pracowników (25 proc. z nich nie ma żadnego zabezpieczenia finansowego).  

Jak mikroprzedsiębiorcy reagują na trudności

W obliczu trudności finansowych mikroprzedsiębiorcy najczęściej sięgają po prywatne środki na ratowanie firmy. Postępuje tak aż  34 proc. z nich.  20 proc. przyznaje, że pieniądze pożycza od znajomych. Co piąta firma popadająca w kłopoty opóźnia płatności wobec dostawców. Taki sam odsetek korzysta w podobnej sytuacji z kredytu. 17 proc. firm uruchamia rezerwę finansową. Co dziesiąta – sięga po faktoring. Podobny odsetek decyduje się na rozwiązania ostateczne – korzysta z usług firm windykacyjnych lub prawnika.  

– Jednoosobowe działalności gospodarcze znacznie częściej angażują osobiste środki finansowe, aby poprawić sytuację w firmie. Relatywnie większą profesjonalizacją zarządzania finansami obserwujemy w przypadku spółek, które kilkukrotnie częściej sięgają po dedykowane dla biznesu narzędzia finansowe takie jak faktoring, usługi prawne czy windykacyjne. Nie zmienia to faktu, że wciąż najpowszechniejszą reakcją polskich mikroprzedsiębiorców na problemy finansowe, niezależnie od formy prawnej prowadzonej działalności, jest uruchomienie osobistych środków  finansowych – komentuje Michał Pawlik.      

large_Raport_profeina_3.jpg

Badanie „Bezpieczeństwo finansowe małych firm” zostało przeprowadzone na zlecenie firmy SMEO we współpracy z ERIF Biuro Informacji Gospodarczej S.A. w sierpniu 2018 roku wśród mikroprzedsiębiorstw, czyli firm zatrudniających do 10 pracowników, zarejestrowanych w Polsce.

W pierwszym kwartale 2018 roku liczba dłużników w branży budowlanej sięgnęła 40 tys., a ich łączne zadłużenie wyniosło 4,5 mld zł, wynika z danych biura informacji gospodarczej InfoMonitor. W ciągu roku opóźnienia płatności uległy wydłużeniu z 84 do 116 dni, czytamy w raporcie Coface. Budowlanka trafiła na listę ryzykownych branż, których banki niespecjalnie chcą kredytować, a firmy ubezpieczeniowe asekurować – przyznaje Zespół Doradców Gospodarczych TOR. Tak wygląda sytuacja firm budowlanych w Polsce jesienią 2018 roku.

Problemy firm budowlanych – porównywane do tych z lat 2012-2013 – wynikają głównie z faktu, że obecnie realizowane kontrakty były podpisywane nawet dwa-trzy lata temu. W tym czasie wzrosły ceny materiałów budowlanych oraz koszty pracowników (nawet o 20 proc. w ciągu ostatniego roku), przez co wiele kontraktów stało się mało- albo nieopłacalnych.

W ciągu ostatnich miesięcy polskie firmy budowlane – szczególnie małe i średnie, będące podwykonawcami dużych projektów – zaczęły częściej sięgać po faktoring, który umożliwia szybszą wypłatę pieniędzy zamrożonych w wystawianych kontrahentom fakturach. Liczba małych podmiotów z branży budowlanej, które skorzystały w trzecim kwartale 2018 r. z usług faktoringu online SMEO wzrosła o 16 proc. porównując do drugiego kwartału br.

W przeciwieństwie do kredytu, gdzie finansowanie zależy od obrotu, zysku i historii kredytowej, dla faktorów liczy się przede wszystkim dana transakcja. Nie jest ważne, jak długo firma istnieje na rynku i jakie ma dochody, a to, czy przedsiębiorca każdego miesiąca realizuje swoje usługi, dostarcza towary, czy współpracuje ze stabilnymi kontrahentami i czy dostaje od nich pieniądze. Aby móc skorzystać z faktoringu firma nie musi być dochodowa.
Faktoring dla firm budowlanych nie może być jednak traktowany jak ostatnia deska ratunku. Aby dostać limit faktoringowy też trzeba spełniać warunki – nie można zalegać z opłatami za podatek VAT i dochodowy oraz ZUS-y, nie można mieć trwającego postępowania komorniczego czy długów wobec swoich dostawców. Faktoring stanowi raczej zabezpieczenie przed wpadnięciem w jeszcze większe kłopoty finansowe, a w niektórych przypadkach chroni przed upadłością z powodu zatorów płatniczych.

Według analiz zespołu ekspertów SMEO, spółki oferującej faktoring online dla małych firm, do końca 2018 r. liczba podmiotów z branży budowlanej regularnie korzystających z usług faktoringu wzrośnie o ok. 20 proc. w porównaniu do ubiegłego roku.

Monika Woźniak, ekspertka SMEO

Jesteś młodym przedsiębiorcą? Wnioskowałeś o kredyt, ale bank lub inna instytucja finansowa odmówiła Ci z powodu krótkiego stażu działalności, młodego wieku bądź braku historii czy zdolności kredytowej? Nic się nie martw! Na rynku dostępne są inne narzędzia finansowe, dużo bardziej wygodne i łatwiej dostępne dla mikroprzedsiębiorców. Ciekawym rozwiązaniem jest faktoring, czyli możliwości wcześniejszego uwolnienia środków z wystawionych faktur na spłatę bieżących zobowiązań i inwestycje w dalszą działalność.

Faktoring a kredyt – kiedy możesz skorzystać z danego instrumentu?

Faktoring – na czym to polega?

  • Wypełniasz wniosek o faktoring online
  • Wprowadzasz do systemu fakturę z odroczonym terminem płatności
  • Otrzymujesz pieniądze na konto nawet w 15 minut

Faktoring – dlaczego warto skorzystać z usług SMEO?

Faktoring w SMEO to przede wszystkim darmowe konto i limit faktoringowy do 250 tys. zł. Po założeniu konta otrzymasz limit, do wysokości którego możesz finansować faktury. Kiedy twoi kontrahenci spłacą cześć faktur, limit automatycznie się odnowi. To nie wszystko! Poniżej znajdziesz dodatkowe korzyści ze skorzystania z usługi:

  • Wypłata nawet 250 tys. zł nawet w 15 minut.
  • Weryfikacja wniosku odbywa się od ręki, całkowicie online.
  • Koszt usługi jest transparentny i znany z góry, finansowanie pierwszej faktury sprzedażowej to tylko 1% prowizji nawet na 90 dni.
  • Prowizja pobierana tylko za liczbę dni rzeczywistego finansowania.
  • Usługa dostępna dla firm z krótkim stażem na rynku i krótką historią bankową, korzystać mogą nawet startupy.
  • Usługa obejmuje zarządzanie wierzytelnościami i weryfikację kontrahentów.
  • Pozwala regulować przepływy finansowe w sytuacji odroczonych terminów płatności czy sezonowości.

Trzy pierwsze kwartały 2018 przyniosły szereg istotnych zmian legislacyjnych dla osób prowadzących działalność gospodarczą. Choć tempo produkcji aktów prawnych w pierwszym półroczu spadło w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku, polscy przedsiębiorcy z trudem nadążają za zmianami.

Według danych z raportu Grant Thornton, od stycznia do końca czerwca 2018 r. Dziennik Ustaw opublikował 808 aktów prawnych. Przedsiębiorca, który chciałby w pełni świadomie prowadzić swój biznes, musiałby poświęcić na ich przeczytanie około 2 godziny i 15 minut każdego dnia roboczego. Zapoznanie się z całym kontekstem zmian wymagałoby znacznie więcej czasu. Choć po rekordowym roku 2015 tempo produkcji aktów prawnych zaczęło spadać, Polska pozostaje w tej kwestii liderem pośród innych krajów Unii.

Niepewność najbardziej uciążliwa

Rząd zapewnia, że zmiany mają na celu poprawę warunków rozwoju biznesu w kraju. Tegoroczne badanie Związku Pracodawców Polskich pokazuje jednak, że dla 72 proc. polskich przedsiębiorców największym utrudnieniem w prowadzeniu działalności jest właśnie sama niestabilność prawa. 66 proc. firm zmaga się też z nadmierną biurokracją.

– Duża zmienność regulacji działa na niekorzyść przedsiębiorców. Po pierwsze to oni muszą ponieść koszty dostosowania firmy do nowych realiów. Po drugie częste zmiany narażają ich na nieświadome łamanie przepisów, których nie zdążyli sobie jeszcze przyswoić. Po trzecie – podejmują istotne decyzje biznesowe w określonych okolicznościach, a działalność muszą kontynuować już w innych. Tracą tym samym kontrolę nad skutkami swoich wyborów – mówi Agnieszka Gołębiewska, współzałożycielka faktoringu online SMEO i współautorka kursu „Popraw płynność finansową swojej firmy w pięć dni” skierowanego do właścicieli mikro- i małych firm.

Trochę lepiej, trochę gorzej

W swoim sztandarowym projekcie kierowanym do przedsiębiorców, czyli Konstytucji Biznesu, rząd zapowiedział szereg ulg podatkowych i uproszczeń proceduralnych mających ułatwić życie przede wszystkim tym “najmniejszym”. Najważniejsze z nich to ulga na start, działalność nierejestrowana dla dochodów nieprzekraczających 1050 zł miesięcznie oraz “Mały ZUS”, który ma objąć ponad 173 tys. jednoosobowych firm o średniomiesięcznych przychodach do 5250 zł.

W “Konstytucji” pojawiły się ponadto zapisy zmierzające do poprawy komunikacji urzędów z firmami, takie jak domniemanie uczciwości przedsiębiorcy czy ujednolicenie niektórych wzorów formularzy. Resort usiłuje także zobowiązać urzędy do wydawania objaśnień przepisów prostym językiem, a do rozpatrywania sporów powołał Rzecznika MŚP, będącego jednocześnie gwarantem wdrożenia zasad Konstytucji Biznesu.

– W obliczu każdych zmian warto zachować czujność. Ustawa wprowadzająca “Mały ZUS” jest pozytywnie oceniana przez przedsiębiorców, obejmie jednak wąskie grono beneficjentów. Zasada proporcjonalności względem przychodu jest poza tym kryterium wybiórczym. Dyskryminuje model handlowy oraz firmy operujące na minimalnych marżach, czyli te obarczone wysokim ryzykiem niepowodzenia. Na fali entuzjazmu względem nowych ulg niewiele zaś mówi się o przewidywanym na 2019 rok wzroście składek ubezpieczeń społecznych o około 100 zł, który dotknie całą resztę przedsiębiorców. Obok niewątpliwych uproszczeń proceduralnych, jak choćby możliwości zakładania spółki akcyjnej przez internet, wyrastają nowe biurokratyczne komplikacje. Jedną z nich będzie konieczność składania wniosków o zwrot nadpłaconego i zamrożonego na koncie VAT podatku. Zasady uwalniania gotówki na konto standardowe są teraz niejasne zarówno dla przedsiębiorców, jak i dla samych urzędów skarbowych – komentuje Szymon Ostrowski, autor bloga finansowego na co dzień współpracujący z firmami z sektora MŚP oraz współtwórca programu edukacyjnego SMEO.

Skutki uboczne

Dużym obciążeniem dla firm i źródłem kolejnych procedur są zmiany mające na celu uszczelnienie VAT. Jednym z udogodnień, które Ministerstwo Finansów zaproponowało na zachętę płatnikom rozliczającym się z zastosowaniem mechanizmu podzielonej płatności, jest przyspieszony (25-dniowy zamiast standardowego – 60-dniowego) termin zwrotu nadpłaconych środków. Będą one jednak wysyłane z powrotem na konto VAT, a zatem mogą być wykorzystane wyłącznie do regulowania podatku. Aby przenieść pieniądze na konto standardowe i nimi swobodnie obracać, przedsiębiorca będzie musiał złożyć umotywowany wniosek. Na jego rozpatrzenie Urząd Skarbowy ma 60 dni. Oznacza to, że korzystając z przywileju, dostęp do środków może uzyskać później niż w standardowym trybie.

Wprowadzenie split payment oznacza ponadto koniec kwartalnych “pożyczek” dla firm posiadających status małego podatnika. Swobodne zarządzanie kwotami VAT przez trzy miesiące niejednokrotnie ratowało płynność finansową małych firm. Teraz powinny liczyć się z tym, że w perspektywie najbliższych lat będą dysponować mniejszą ilością gotówki “w obiegu” i zawczasu zmienić planowanie budżetu w oparciu o kwoty netto.

– W firmach z sektora MŚP drzemie największy potencjał generowania wzrostu gospodarczego. Stanowią one 99,8 proc. firm ogółem i odpowiadają obecnie za ponad 50 proc. PKB. Zmiany legislacyjne powinny zmierzać ku faktycznej poprawie ich sytuacji oraz unikać rozwiązań pozornych, tymczasowych lub takich, w których pojawiają się niekontrolowane “skutki uboczne”. Należy też mieć na uwadze, że przyczyną większości upadłości jest utrata płynności finansowej, a tej nie należy korelować jedynie z prostymi przyczynami, takimi jak niska sprzedaż lub wysoki ZUS. Najbardziej zagrożone upadłością są firmy o niskiej świadomości finansowej, nieznające metod planowania i zabezpieczania finansów oraz nieświadome tego, że określone regulacje mogą mieć realny wpływ na ich biznes. Z tego względu, obok ulg, tak ważna jest inwestycja w edukację przedsiębiorców – podsumowuje ekspertka SMEO.

Pomimo rosnącego popytu na usługi i coraz większej liczby inwestycji, branża budowlana jest w tym roku w trudnej sytuacji. Budowlanka jest coraz mniej rentowna i coraz bardziej zadłużona. Jakie są tego powody i jak mogą sobie z tym radzić zwłaszcza mniejsze firmy?

Patrząc na ulice dowolnego polskiego miasta można stwierdzić, że firmy zajmujące się budowami mają się świetnie. Rzeczywiście, według danych z badania KRD o sytuacji w branży, produkcja w pierwszych pięciu miesiącach 2018 r. wzrosła o 20% w stosunku do analogicznego okresu w roku 2017. Jednak sytuacja przedsiębiorstw budowlanych wcale nie jest dobra. Obroty rosną, ale marże maleją.

– Kumulacja zamówień publicznych w budowlance spowodowała lawinowy wzrost cen materiałów, usług, kosztów logistyki oraz spowodowała, że zabrakło rąk do pracy – mówi Rafał Bałdys-Rembowski, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Szacuje, że w branży brakuje 200 tys. osób do pracy. Jak wyjaśnia, naturalną konsekwencją poszukiwania pracowników był także dynamiczny wzrost płac  – w całym 2017 roku wzrosły o ponad 20% – a taki wzrost kosztów pracy, a także cen materiałów spowodował automatyczny wzrost cen usług podwykonawczych. Podwyżki  sprawiły, że projekty budowlane stają się coraz mniej opłacalne. Rentowność firm w branży spadła z poziomu 2,9% w roku 2017, do 0,8% w pierwszej połowie tego roku.

Przetargi publiczne – ryzykowne

Jak wyjaśnia Rafał Bałdys-Rembowski, ponad 60% prac budowlanych jest opłacane ze środków publicznych. Przetargi w tej sferze często przeprowadzane są w formule zaprojektuj i wybuduj. – Jej główną zaletą (z punktu widzenia inwestora publicznego) jest fakt, że przetarg na wyłonienie wykonawcy można rozpocząć relatywnie szybko, nie posiadając pełnej dokumentacji technicznej. Oczywiście oszczędność czasu jest iluzoryczna, bowiem wykonawca i tak w pierwszej kolejności będzie musiał daną inwestycję zaprojektować i  uzyskać pozwolenia na budowę, co zazwyczaj zajmuje nie mniej niż 18 miesięcy – stwierdza.

W takiej formule przeprowadza się obecnie ok. 80% przetargów publicznych, a wykonawcy wyłonieni w przetargach w 2016 i 2017 r. proponowali rynkowe na tamten czas ceny. Są one niewystarczające do wykonania tych samych robót w dzisiejszej rzeczywistości. Zawarte wtedy kontrakty budowlane przestają być opłacalne, a w wielu przypadkach generują straty. Z tego samego powodu wiele firm, aby odrobić owe straty, zwiększa marże w ofertach składanych obecnie. To dodatkowo nakręca spiralę wzrostu cen.

Rośnie zadłużenie, a płynność maleje

Według danych Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej SA, łączne zadłużenie firm budowlanych wynosi już prawie 2,5 mld zł – o 200 mln zł więcej niż rok temu. W ciągu roku opóźnienia płatności uległy wydłużeniu z 84 do 116 dni, jak wynika z niedawnego raportu Coface. Dodatkowo wielu podwykonawców trzymanych jest w szachu przez nierzetelnych kontrahentów. Już 10% kwoty całego zadłużenia stanowią wzajemne zobowiązania branży.

Jak wyjaśnia Bałdys-Rembowski, jednym z rozwiązań problemu płynności firm budowlanych byłoby usprawnienie procesu zatwierdzenia płatności przez podmioty publiczne. – Inwestorzy publiczni chwalą się, że dokonują płatności nawet szybciej niż ustawowe 30 dni. Jednak to tylko część prawdy, bo choć faktycznie nie ma problemów z płatnościami faktur, to realnym problemem jest zatwierdzenie faktury,  czyli potwierdzenie kwoty do zapłaty na rzecz wykonawcy. Inwestorzy – najczęściej publiczni – zwlekają z zatwierdzeniem płatności często przez wiele miesięcy – mówi. Problemem nie jest więc zapłata za fakturę, a kłopot z jej wystawieniem. Te opóźnienia wpływają na terminy zapłat podwykonawcom.

Dla małych firm, które często są podwykonawcami dużych projektów, rozwiązaniem ratującym przed upadkiem mogą być też produkty finansowe, takie jak faktoring, który obecnie, dzięki spółkom zajmującym się technologiami finansowymi, dostępne są dla małych i mikrofirm.

W przeciwieństwie do kredytu, gdzie  finansowanie zależy przede wszystkim od obrotu, zysku i historii kredytowej, dla faktorów liczy się przede wszystkim dana transakcja. Nie jest ważne, jak długo firma istnieje na rynku i jakie ma dochody, a to, czy przedsiębiorca każdego miesiąca realizuje swoje usługi, dostarcza towary, czy współpracuje ze stabilnymi kontrahentami i czy dostaje od nich pieniądze.

– Żeby skorzystać z faktoringu firma nie musi być dochodowa, natomiast często firmy zwracają się do nas ze starymi fakturami, albo zdecydowanie zbyt późno – wyjaśnia Mateusz Żynda, manager ds. zarządzania ryzykiem firmy faktoringowej SMEO. Dodaje, że do faktorów zwracają się firmy, które mają niezapłacony  VAT, podatek dochodowy, albo już trwające postępowania komornicze. – W trudnej sytuacji w jakiej znajduje się branża, należy takim sytuacjom zapobiegać. Może w tym pomóc na przykład faktoring – stwierdza.

Potrzebne rozwiązania systemowe

Zarówno budowlańcy, jak i branża finansowa są zgodni – potrzebne są systemowe zmiany, nie tylko takie, które usprawniają przepływy finansowe, ale też sprawią, że polskie firmy będą mogły konkurować na rynku międzynarodowym nie tylko cenowo.

– Po pierwsze należy tak planować programy inwestycyjne, aby służyły nie tylko samym inwestycjom, ale również rozwojowi branży, tak jak miało to miejsce w innych krajach członkowskich UE, dla których środki pomocowe były silnym impulsem rozwojowym dla budownictwa. W ten sposób możliwe było utworzenie silnych podmiotów, które zaczęły eksportować swoje usługi – stwierdza wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Stwierdza, że polskie firmy nie mają na to szans, bowiem nie mają kapitału na eksport swoich usług, większość wysiłków kierowane jest na przetrwanie, a nie rozwój i inwestycje.

Wtóruje mu Michał Pawlik, prezes SMEO. – Dla zleceniodawców pewność, że dostawcy nie przerwą realizacji zlecenia z powodu problemów z płynnością jest kluczowym kryterium ich doboru. A żeby branża budowlana się rozwijała potrzebny jest zrównoważony rozwój wszystkich firm, od dużych do bardzo małych.

Złóż wniosek online