Poza fiskusem, na mechanizmie podzielonej płatności najwięcej zyskają banki. Podwójnie stracą firmy, które kupują za gotówkę, ale należności od kontrahentów otrzymują przelewem.
Przyjęcie mechanizmu zadeklarowały na razie duże spółki skarbu państwa. Zasady działania split payment zostały przemyślane jednak tak, by rynek sam wymusił szybkie jego upowszechnienie.
Gdy kupujący przy dokonywaniu przelewu za fakturę skorzysta z podzielonej płatności, bank automatycznie zasili konto VAT sprzedającego należną kwotą podatku. Na zwykłe konto wpłynie zatem odpowiednio niższa kwota. Jeśli sprzedający sam nie zastosuje mechanizmu względem własnych dostawców, będzie zmuszony wypłacać im z konta bieżącego zarówno kwotę netto, jak i wartość podatku VAT. W tym samym czasie na jego rachunku VAT zaczną kumulować się nadpłacone środki, którymi jednak nie będzie mógł swobodnie obracać.
Efekt wywołanej w ten sposób kuli śniegowej zatrzyma się na małych firmach o najsłabszej pozycji negocjacyjnej, które same nie zdołają wymusić zastosowania tej metody rozliczeń na swoich dostawcach lub po prostu nie mogą jej stosować ze względu na realia branży.
– Split payment dotyczy wyłącznie transakcji dokonywanych przelewem na rachunek bankowy. Mechanizm nie uwzględnia płatności gotówkowych i kartą płatniczą. Na jego wdrożeniu stracą zatem najwięcej te firmy, które za firmowe zakupy płacą gotówką lub kartą płatniczą, ale należności od kontrahentów otrzymują przelewem z zastosowaniem MPP. Należny im VAT spłynie na konto, z którego nie będą mogli swobodnie korzystać, a sami VAT zapłacą swoim dostawcom z rachunku bieżącego. W praktyce będą to przede wszystkim małe przedsiębiorstwa i jednoosobowe działalności gospodarcze, np. niewielkie firmy transportowe kupujące paliwo na stacji, budowlańcy zaopatrujący się w sieciówkach czy niektórzy hurtownicy – tłumaczy Agnieszka Gołębiewska, dyrektor finansowa spółki faktoringowej SMEO.
Miesięczny przychód takich firm, którym mogli do tej pory swobodnie operować zmniejszy się w skrajnych przypadkach o 8-23 proc. Wprowadzenie MPP oznacza w praktyce ograniczenie dostępu do środków finansowych na bieżącą działalność i może pociągnąć za sobą kłopoty w utrzymaniu płynności finansowej, która i tak jest już bolączką wielu podmiotów z sektora małych i średnich przedsiębiorstw.
– W niektórych przypadkach pomocne będzie wykorzystanie narzędzi finansowych takich jak kredyt obrotowy czy faktoring. Zwiększają one ilość wolnej gotówki w firmie i pomagają poprawić płynność finansową. Zasadniczo jednak w przypadku systematycznie powstających nadwyżek na koncie VAT przedsiębiorcy nie unikną wnioskowania do Urzędu Skarbowego o uwolnienie tych pieniędzy na standardowy rachunek. Urzędnik na decyzję ma aż 60 dni i nie musi wyrazić zgody na wypłatę takiej kwoty, o jaką wnioskujemy. Należy też liczyć się z częstszymi kontrolami US w przypadku częstego powtarzania procedury – komentuje ekspertka SMEO.
W przypadku jednoosobowych działalności gospodarczych pojawia się dodatkowa komplikacja. Zgodnie z prawem podmioty te nie mają obowiązku prowadzenia konta firmowego. Jak zapewnia Ministerstwo Finansów nie zostaną one zatem zmuszone do przyjęcia mechanizmu split payment. W praktyce jednak kontrahent, który sam mu podlega i traci na współpracy z firmami nie włączonymi do systemu najprawdopodobniej przekona swoich dostawców do założenia dodatkowego rachunku.
Zdaniem ekspertki SMEO, poza samym fiskusem, który liczy na zwiększenie ściągalności podatku VAT o nawet 9 mld rocznie, na zmianie najwięcej zyskają banki, ponieważ split payment wymusza na rynku obrót bezgotówkowy. Można też przypuszczać, że wśród ponad 3 mln funkcjonujących obecnie w Polsce jednoosobowych działalności gospodarczych znacząco wzrośnie liczba takich, które pod presję kontrahentów zdecydują się na założenie osobnego konta na firmę.